"Jedna z hipotez, która może się tu narzucać, to pogląd, że współcześnie ludzie czują się nieszczęśliwi, bo są psychicznie słabsi – chowani pod kloszem – i dlatego nie dają sobie rady z trudnościami życia. Rzeczywiście, do pewnego stopnia stresujące wyzwania mogą nas czegoś uczyć i dzięki nim możemy sobie lepiej radzić z przyszłymi problemami. Idąc tym tokiem myślenia, można sądzić, że w przeszłości, narażeni na ciężkie doświadczenia już od początku swojego życia, ludzie byli silniejsi i dzięki temu – pomimo obiektywnych większych problemów od naszych – byli co najmniej tak samo szczęśliwi jak my teraz.
Niestety, reguła, że co cię nie zabije, to cię wzmocni, ma swoje poważne ograniczenia. Badania nad stresem traumatycznym pokazują, że w takich momentach, gdy zagrożone są życie i zdrowie, lub wtedy, gdy jest się świadkiem takich doświadczeń innych ludzi, praktycznie wszyscy reagują silnym stresem, a pamięć takich doświadczeń raczej utrudnia radzenie sobie w sytuacji kolejnych ekstremalnie stresujących doświadczeń."
To jest fragment artykułu Magdaleny Kaczmarek
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead30&news_cat_id=1152&news_id=201189&layout=18&forum_id=7489&fpage=Threads&page=text
Czytałeś do końca?
"a pamięć takich doświadczeń raczej utrudnia radzenie sobie w sytuacji kolejnych ekstremalnie stresujących doświadczeń."
Nie moge sie zgodzic z tym pogladem.Jako dziecko i mlodzieniec zylem w czasach w ktorych zycie bylo jednym stresem.Komuna wysysala z czlowieka wszystko,pozniej stan wojenny w czasie ktorego czlowiek nie znaczyl nic.Rodzina,male dzieci i brak perspektyw na lepsze zycie.Nie raz sie zastanawiam gdzie tkwi przyczyna takich zachowan [[ to o mnie ]] kiedy czlowiek traci glowe z byle powodu.Nie wiem,moze to geny,moze tempo zycia,moze oczekujemy od zycia i ludzi za duzo ?